Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 grudnia 2015

Wilga Orient


         Będzie to relacja z biegu na orientację, którego start mieścił się w miejscowości Przyborowo a punkty kontrolne rozlokowane były w lasach Powiatu Szamotulskiego.
         Las, nieznany las. Poznanie go w różnych zakątkach Polski jest wciągające na długie lata...
Najłatwiej na BnO, gdzie PK znajują się w ciekawych miejscach a przebiegi są na malowniczych ścieżkach. Tak było na tym rajdzie, ale od początku.
        Już po 9, pobieramy mapy. Czas zapoznać się z mapą i PK. Co tu tyle tego jest być tu tego tyle? Jestem zachwycony ilością punktów jakie przyjdzie mi zdobywać. Jak na starą mapę topograficzną, 34 lampiony to dla mnie największa liczba z jaką się spotkałem w mojej rocznej przygodzie z BnO na tego typu mapach.

Przebieg w 3drerun 
  Kolejna myśl: zaliczyć po kolei wszystkie punkty biegnąc na zachód i wrócić ulicą ;)

Nie, nie nie trzeba coś ciekawszego wymyślić, niech będzie spokojny dobieg do PK 18. Tą uliczką dopiero co przyjechałem, więc nie będzie problemu :) Biegnie ze mną jedynie drugi zawodnik ubiegłorocznego PP w BnO Bartłomiej Grabowski. Większość rusza do PK 21. Z ulicy zbiegamy na łączkę a potem hyc przez ogrodzenie i biegnąc prosto nadziewam się na punkt ukryty w dołku. W koło było sporo gałęzi po wycince (poranna gimnastyka gratis). Wracam na ulicę, przebiegam przez Brodziszewo, Skręcam za domami w drogę, nad którą stoją imponujące dęby. Punkt 17 zapowiada się trudniejszy. Widzę rowerzystę który musiał go już zaliczyć  i ryzykuje bieg w poprzek podmokłej łąki. Innego wyjścia nie mam, ale co ja widzę, znów wpadam wprost na lampion!  Z reguły pierwsze punkty szły mi słabo, ale tutaj jest miodzio. Trzynastka również dobrze. Tylko teraz jak biec? Ładnie wyglądała droga z 15ki na 7kę, więc wybieram najpierw PK 11. Wspaniałomyślnie ;) minę w ten sposób pola i nie będę musiał bieg ulicą :). Wystarczy biec na zachód, tylko przychodzi mi się przedzierać się między krzakami lub jarzynami.
           Przebiegam przez główniejszą drogę gruntową i próbuję już wymyślić przebieg 11-14, gdy tu nagle w niedalekiej oddali widzę ulicę (jak się okaże tą drogę którą widziałem nie była ulica tylko droga oznaczona czerwonym szlakiem). Kurde rozpędziłem się! To przez tą chęć kozaczenia i nie pilnowania aktualnej trasy tylko myśleniem nad następnymi PK. Pora w krzaki szukać PK11. Nie będzie łatwo: wszędzie błotko i żadnego punktu orientacyjnego. Trochę zaczyna to wyglądać jak szukanie igły w stogu siana, kręcę się jak gów... w przeręblu. Kompas pokazuje, że idę w inną stronę niż myślę, dochodzę do wniosku, że powinny być obok łąki których za bardzo nie widzę.
         Pora odnaleźć się na mapie, szybko szukam drogi. Jest! Widzę jakieś otwarte przestrzenie, to będzie zachód. Stoję gapie się na mapę i kompas i ciągle nie wiem gdzie jestem. Euszam na północ, może trafię na PK 14, albo najlepiej 15 :D  Dobiegam do głównej mocno utwardzonej drogi. W końcu muszę się zlokalizować!  Z lewej w oddali stoi chatka z prawej pola a na nich walczące z piachem sylwetki orientalistów, to muszą być oni ;), a więc biegną z 13 na 15.
 Ruszamy tym samym polem, uważając czy nikt nie patrzy jak mu "oramy" pole,  ja wkurzony, że przebiegłem w koło lasy i sporo nadłożyłem nie znajdując punktów.
Jak się potem okazało mieli już nade mną dwa PK przewagi oraz będziemy się wyprzedzać przez resztę trasy. Wbiegamy w las a tam kilka małych wzniesień. Zaliczam jedną, drugą, czuję jak inni się nie śpieszą, żebym to ja sprawdził górki. Z informacji od rowerzysty jaką mi podał Bartek wynikało, że punkt jest na wschód od tego co jest na mapie. Zaczynam penetrować teren bardziej na wschód, widzę jakąś osobę która prawdopodobnie robiła zdjęcia. Przez jakiś czas źle myślałem, że od strony północnej są ustawione punkty :P 
          Wreszcie zostaje sam. W takich sytuacjach można się załamać...inni już pewnie dawno znaleźli punkt. Trzeba ruszyć ostro w stronę gdzie ich ostatnio widziałem, by po chwili zobaczyć ich jak kierują się na górkę w gęstym lesie. To musi być ona! Udało się, towarzysze chcą poinformować orga o złym ustawieniu punktu 
chodź myślałem, że może był dobrze położony. Ruszamy równolegle do sandru w kierunku zachodnim na PK14, ja Jacek Galla i Krzysztof Muszyński. Skrócę sobie przez średnio przebieżny las.. stop..to jest ten punkt o którym mówił Seba na starcie i przy którym zaznaczył mostek. Trzeba biec na ten mostek. Zadowolony przebiegam przez niego :) iii ni stąd, ni zowąd tuż za nim w kierunku górki na którym znajduje się punkt, ukazał się kolejny kanał :O  Co teraz, co teraz... Jest, uff Org ;) wspaniałomyślnie "ściął" drzewo po którym będę mógł przeprawić się suchą nogą na drugą stronę :)) 
 Podbity, teraz czas po raz drugi spróbować odnaleźć jedenastkę. Tym razem z innej strony i tym razem uważnie [przez przypadek ;) ] przyjrzałem się rozświetleniu punktu. 
       Granica kultur (las-łąka) biegła z dala od punktu należało w odpowiednim miejscu odbić w las. Udało się w przeciwieństwie do kompanów którzy nadrabiają w tym miejscu. Zdobycie tego punktu od południa było by bardzo trudne, las był nieźle zarośnięty, cieszę się, że wycofałem się z poszukiwań 40 minut temu. 
Żeby dostać się do PK7 muszę pokonać łąkę poprzecinaną licznymi rowami. Hm biegnąc na zachód ominę główny rów tylko muszę liczyć na małą ilość wody w odnogach. Jest nieźle, pierwszy rów: staje, odchodzę kilka kroków do tyłu, biorę rozpęd i skaczę na drugą stronę. Zostało jeszcze coś z mojej skoczności :). Następny rów i zbliżam się do drogi asfaltowej. Czeka mnie długi nieciekawy odcinek w którym mogę spokojnie uzupełnić węgle i popić. Przede mną wyłania się wysoka górka, wchodzę na nią spokojnie, ale mimo to tętno skaczę mi do 160 ud/min. Do wchodzenia po schodach czy do biegów alpejskich to ja nie jestem stworzony kompletnie.
 Lampion na szczycie znalazłem bez problemu, bez trudu również można zachwycić się rozległym widokiem na północ, ale jego w przeciwieństwie do PK się nie spodziewałem. Niespodzianki są bardzo przyjemne. Pora zawiązać po raz kolejny rozwiązujące się buty i ruszyć w dół, to lubię :D. Zbiegać nie wiązać... W drodze na szczyt kopca znów nie kontrolowałem dystansu a dokładnie czasu ;). Na szczęście trafiłem. Drogi w prawo z powiększenie chyba nie było. Droga na PK4 nie była długa lecz niezwykle trudna i ciekawa. Bagna strumyki, las mieszany, dołki, górki i dziki, zdziwione obecnością człowieka tak jak ja byłbym zdziwiony widząc tutaj kobietę w szpilkach. Po przedarciu się przez strumyki i drzewa docieram do 4ki. 

Z 4ki trafiam przez łąkę w odpowiednią przecinkę następnie drogę, by w końcu wlecieć w przecinkę której nie ma rozświetleniu. PK5 ma to być róg granicy kultur a naprawdę dużo tutaj takich rogów. Pierwsze z nich są opłotowane więc chyba w opisie było by: róg płotu, biegnę dalej. Z perspektywy po bieg zobaczę, że dla takich oznaczania na mapie warto szukać np starych drzew które nie mają podziału na sektory leśne. W końcu widzę kilka osób, nie wiem gdzie się kierują, ale biegnę w ich kierunku :P Doprowadzają mnie do PK3. Teraz wrócić poszukać 5kę. Z oddali udaję mi się szczęśliwie zobaczyć ją i mogę ruszać w pościg za grupką. Już nie ma pobłażania, włączam wyższy bieg. Uciekli mi i to sporo, ale gdy dobiegłem do lampionu oni dopiero wyruszali od niego. Do PK9 na pełnej koncentracji trafiam bardzo dobrze. Teraz szybko do ambony (12)... ale tutaj wieje. Dosyć proste przebiegi tym razem do PK19, mimo że prawie bym pobiegł na Sokolniki. Buty mokre, wiatr w twarz, ale Słońce przyjemnie świeci :) PK 22 również bez historii, punkt położony pod kąpieliskiem dzików :) Przy paśniku spotykam zawodników którzy pstrykali zdjęcia :) 


Teraz w kierunku żwirowni, niewiele po niej zostało więc muszę się dobrze rozglądać. Jest, ale jak teraz na 28kę ? 
Trochę przebijania się w trudnym teranie i można sunąć. 
Jak widać na załączonym obrazku ;) z zielonego zrobiło się czerwone co znaczy, że zwolniłem a było z górki :P Teren w koło tej rzeczki jest idealny dla orientalisty. Tylko, żeby podbić punkt znajdujący się na górce trzeba była przejść przez ten strumień. To sobie wrzucam kłodę koło innej. Stąpam na moją jest OK, staje na drugą i jebs do wody, grr zgnita była. 

Do PK30 wybieram sobie nieciekawy wariant. Nie jestem pewien w którą drogę skręciłem, rodzina główkująca nad mapą pewnie też ;)  Skręcam w prawo w zarośniętą przecinkę, by po chwili trafić jak ślepej kurze ziarno. Już chcę podbijać, gdy tu nagle, nie zgadzają się numerki. Życie nie jest takie łatwe, czas szukać dalej. Przynajmniej tak myślę, że może dalej będzie ten punkt. Trafiam na drogę w okolicy której jest sporo osób, ktoś widzi kogoś i krzyczy: punkt, punkt tam! Jednak dobrze, że sprawdzam mapę bo punkt jest na zakręcie rzeki :) i podbijam pierwszy...hurra... 
       Do PK 27 trafiam celnie za pierwszym razem jak piłka golfowa do dołka. PK 25 nie wymaga opisu, przynajmniej takiego nie widzę, ale byłem pewien, że szukam ukrytego paśnika :D Poszedłęm do "niego" za piechurami :) P.S. nie jestem też pewien, czy to zdjęcie jest z tego punktu :D 
        Do 32 chciałem biec granicą kultur, ale to był błąd... Jak już się przedarłem po grząskim to trafiłem na luksusową drogę, Skręcam z niej w prawo i szukam intensywnie PK 32. Dołącza do mnie ktoś, trochę sam siebie zmylam układem drzew.
        W końcu przemy i znajdujemy odpowiednią skarpę :) Mulda nr 34 miała być prosta i przyjemna, ale wszystko zaczęło się od skrętu w złą drogę, musiał mnie zdekoncentrować ten zawodnik w krótkich spodenkach ;) 
       Szukam i szukam w końcu widzę piechurów zmierzających na południe, pewnie podbili, ale tak ich wolno gonię w niewiadomym celu, że moim oczom ukazuje się otwarta przestrzeń koło PK 35 więc zawracam, przedzieram się przez gęsty las, by w końcu wybiec poszukać punktu orientacyjnego, widzę drogę prowadzącą w dół, to dobry kierunek. Przechodzę przez jedną muldę i dochodzę do imponującej drugiej: mówię zawodnikowi z naprzeciwka, że to musi być tutaj! Niepewnie schodzę w dół, ale słyszę: do góry! jest tam, widzę, można podbijać:) 
           
              Do 35 sunę wyrobioną już ścieżką, która trochę wpędza mnie na manowce, ale w końcu dostrzegam punkt po drugiej stronie strumyka. Teraz do 36, wspinaczka zajefajną ścieżką pod górę, no właśnie, czemu pod górę i czemu na południe? 

      
      Orientuję się, że do 36 nie dotrę przez rzekę :P To 39 na Kaźmierz. Przepust (NW) tylko co to za skrót te NW ? Szybko uświadamiam sobie co to znaczy :D i ruszam torami na szczęście nieczynnymi. Uważnie schodzę pod przepust i widzę, że Seba dla zmyłki ustawił lampion po drugiej stronie. Właśnie gdzie jest perforator? Ajjć lampion=perforator, to ja dałem się zmylić, częściowo :P 
          Do PK 38 biegnę ulicą nie chcę zbiegać, by potem podbiegać. Nie trafiam w odpowiednim miejscu w skręt, potem na odpowiedni pagórek.
Wszystko szczęśliwie się kończy :P
36 nie zauważyłem, że jest bardziej na dole zbocza, ale okrężną drogą podbijam. Czas na muzykę :) 
        Do 40 oczywiście trochę za wcześniej skręcam i przez to trochę lawiruję między sektorami leśnymi. W końcu odnajduje charakterystyczny punkt i dobijam do punktu. 


          Teraz czeka mnie niby łatwy dobieg do 42. Idzie dobrze tylko muszę przebić się przez pole na końcu którego stoją auta. Niepewnie ruszam. Okazuje się, że to ludzie lasu, niezainteresowani biegaczami jakby latali po krzakach na okrągło. PK 42 formalność. 

           Do PK 46 biegnąc wzdłuż rowu trafię na jego zakończenie, ha :) Niestety rzeczywistość nie jest taka różowa a ja czuje się jak żołnierz w dżungli skaczący przez leżące drzewa. Twardo biegnie od rana wypełnić swoją misję. Biegne i biegnę, że już nie wiem czy minąłem ten koniec rowu ;) Główna droga mnie uspokaja jeszcze kawałek i jest. Teraz do 49. Zaraz zaraz może do 45 będzie lepiej? Podejmę decyzję jak dobiegnę do końca lasu. 
         Dobiegam, widzę fajną drogę na północ więc biegnę nią na PK 49. Spoglądam na zegarek: czas nie jest taki zły, mierzę dystans, jak dobrze pójdzie to może będzie te 5:40  :) 1 miejsce miało dać 5:30 więc się zakręcę w tych okolicach. 
        W lesie szukam drogi w prawo widzę ludzi z psami wychodzących z jakiejś to skręcam w nią a co :D dalej przedzieram się wzdłuż strumienia na północ, by w końcu po konarze przejść na drugą stronę. Tam widzę jakiegoś dostawczaka. Intuicyjnie biegnę w jego kierunku, przecież samochód to droga a ludzie to PK :D   Trochę złośliwości z ich strony, ale ruszam drogą na północ. Jest jakiś rów.. hm biegnę dalej by zaraz zawrócić i biec nim a potem skręcić w prawo i trafić na koniec rowu do punktu :) Teraz z powrotem przez strumień i szybciutko do PK 45.
      Tam spotykam kolegów z Moch, którzy dopiero ruszają na PK 49. Dobrze, że kontroluję się, bo już biegłem z PK45 na Rydzyny zamiast na Myszkowo. Teraz moje tempo oscyluje w okolicach 4:10 min/km. Przy tych prędkościach krew szybko krąży a adrenalina uśmierza ból. Ponad to mój organizm stosuje zasadę: bieg jest taki jak jego końcówka. Woda i pożywienie się skończyło. Udało się dobrze z tym trafić. 
       PK 44 znajduje się w pięknym przepuście. Podbijam i ruszam przez niego na piękny wał na Zalewie. Impet wytraciłem pod małe wzniesienie przed Przyborowem, ale już się zastanawiałem który mogę być. Wpadam do budynku, który jestem? Jeeeest pierwsze. Moje jedyne zwycięstwo w Pucharze Polski i to na urodziny. Niestety aż 0 punktów do PP :/ No to koniec pierwszej setki dla mnie.
        Podsumowując: impreza rewelacyjna. Nawet jeśli komuś się nie udała to zrobił dla siebie bardzo dużo spędzając dzień na nogach na łonie natury a nie w pozycji siedzącej. Uczył się jak podejmować samodzielnie decyzje które w krótkim okresie decydowały o jego losie. Teraz pora wyciągnąć wnioski i biegać biegać ! :)
Pokonany dystans 52km. Dystans w linii prostej między PK: 37,5km. Czas 5:49 jest o minutę lepszy od najlepszego mojego czasu na TP50.
Zdjęcia: Szymon Szkudlarek (niestety je nie robiłem)